,
Tak trudno mi było zrozumieć zdanie, które czytałam w Ewangelii: „Jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to powiecie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze - i stanie się tak”.
Tak było aż do momentu, w którym przeczytałam pewną historię. Pozwólcie, drodzy Czytelnicy, że opiszę ją od początku.
Działo się to w niewielkiej parafii, w małym miasteczku. Grupa młodych ludzi wraz z księdzem przygotowała przedstawienie teatralne. Przed wejściem do kościoła urządzili scenę, widownię, ustawili reflektory. Zaprosili rodziców i licznych gości licząc na ich pomoc w zebraniu funduszy. Planowali bowiem w wakacje wyjazd, by pokazać i innym swój spektakl, swoje umiejętności i nieść ludziom radość.
Ksiądz, który prowadził grupę ogłosił w sobotę rano próbę generalną. Jednak wyszła ona fatalnie. Było tyle niespodziewanych pomyłek. Wszyscy byli jakoś dziwnie zmęczeni. Przedstawienie rozpoczęło się wieczorem, ponieważ można było wtedy uzyskać najlepsze efekty świetlne. Przychodzący goście spokojnie zajmowali miejsca i wkrótce zaczął się występ.
Było tak pięknie, bez żadnych pomyłek. Tylko roześmiane oczy młodych aktorów błyszczały w świetle kolorowych reflektorów. A występujący mieli tyle radości, uśmiechu i temperamentu!
Jednak około połowy przedstawienia coraz wyraźniej słychać było grzmoty. Nadciągała czarna chmura, którą co chwile rozświetlały zygzaki błyskawic. Niektórzy z gości, pewnie co bardziej bojaźliwi, zaczęli opuszczać swoje miejsca i uciekać przed burzą. Tymczasem groźnie zapowiadająca się burza, jakby zdziwiona odwagą aktorów, rozproszyła się przesyłając zebranym zaledwie kilka kropel deszczu. A program występu był coraz ciekawszy. Zakończono wszystko. Były oklaski, kwiaty, podziękowania. Następnie młodzi aktorzy uporządkowali swoje rekwizyty i rozeszli się do domów.
W czasie powrotu ksiądz zapytał jedną z dziewcząt:
- Aniu, ale mieliście strachu że burza nie da wam skończyć przedstawienia, że z wyjazdu nic nie będzie.
Ona jednak stanowczo odpowiedziała:
- A właśnie, że nie - Bo ja wiedziałam że skończymy i burzy nie będzie. Po tej nieudanej próbie, gdy wszyscy poszli na obiad, wstąpiłam do kościoła. Uklękłam przed Nim. Zrobiło mi się głupio. Pomyślałam - zaprosiłam rodziców, księdza, innych gości, a Jego nie zaprosiłam, zapomniałam. Przepraszam Cię, Boże. Nie gniewaj się. Zapomniałam, ale przyjdź, proszę. Usiądź sobie w pierwszym rzędzie. Zobacz jak tańczymy, posłuchaj jak śpiewamy i niech Ci się wszystko podoba - dobrze? Wiedziałam, że przyjdzie. I gdy wyszła burza pomyślałam: Nie skończymy. Nic z wyjazdu. Ale przecież Ty jesteś tu,
w pierwszym rzędzie. Pozwól nam skończyć. Nie podobamy się Tobie? Ty umiesz burze uciszać.
A potem to już byłam pewna, dlaczego nie było burzy. Tylko Mu dziękowałam. Pewnie ksiądz pomyśli, że to był cud?
- Nie pomyślę, jestem tego pewien!
Ja też jestem przekonana, że taka wiara może góry przenosić. Co więcej? Tylko pozazdrościć Ani takiej wiary,
bo wielu z nas chyba nie ma nawet tak malutkiej wiary jak ziarenko maku. Taka często narzekamy, że kiedyś to cuda
były, a teraz nie ma. Szukamy sensacji. A wtedy Pan Bóg milczy. Patrzymy i nie widzimy, słuchamy i nie słyszymy.
Panie! Przecież Ty jesteś naszym Bogiem, a my dziećmi Twoimi. Wspomóż naszą wiarę! Jakże łatwiejsza stanie się wtedy modlitwa - rozmowa z Tobą.
Ela